Wierzcie lub nie, ale to serio prawda! Życie pisze różne scenariusze. Może być, jak w bajce lub przeżyjemy najgorszy koszmar. W ciągu roku, zespół nerczycowy pojawia się u jednej na 100 tysięcy osób. Na to schorzenie cierpiała bohaterka tego reportażu. Mimo choroby była pełna radości i wciąż niegasnącej energii.
Niebanalny blog
„Cześć mam na imię Karola, mam 13 lat, szare oczy i brązowe włosy. Na pierwszy rzut oka oprócz niewysokiego wzrostu nie wyróżniam się niczym, lecz tak naprawdę, w środku, nie jestem ani trochę podobna do moich rówieśników”. Tak rozpoczyna się przygoda Karoliny z blogowaniem. Pierwszy wpis zamieściła 08.03.2013 r.
Była prawdziwym zwierzęciem medialnym. Nie ma co się dziwić, jej tata – Ryszard Majewski jest dziennikarzem Radia Lublin. Często rozmawiali, że wprowadzi Karolę do rozgłośni radiowej, ale ma bardzo dużą nadzieję, że nigdy nie będzie tam pracować. Obiecywał i tak się stało. Karolina swoje pierwsze kroki stawiała w audycji „Jasiek”, we wcześniej wspomnianym radiu, u cioci Ewy (wszyscy dziennikarze byli dla niej ciocią lub wujkiem). „Dzień dobry. Nazywam się Karolina Majewska, mam pięć lat. Dziennikarza praca to wcale nie jest taka łatwa. Wszyscy sobie tak zdają, ale dziennikarza praca to nie jest takie hop-siup” – tak wyglądał debiut najprawdopodobniej przyszłej dziennikarki.
Osiem lat później powstaje blog Nela Karoli. To nie była potrzeba chwili, ta historia ma drugie dno. W 2013 r. Karolina była po przeszczepie nerki. Nastolatka nie chciała się nad sobą użalać, nie pragnęła wysłuchiwać tekstów typu „wszystko będzie dobrze”. Blog opisywał jej ciężką walkę z chorobą.
Od szóstego roku życia walczyła z Zespołem Nerczycowym, ale na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak.
-Choroba kojarzy się każdemu ze smutkiem i wiecznym kryzysem, tego o Karolinie nie można było powiedzieć – tak wspomina ją jedna z koleżanek od „Jaśka”. – Dzisiaj widzę, że ludzie są bardziej chorzy na duszy, niż ona była na ciele.
Choroba zaskoczyła całą jej rodzinę, która nie miała żadnej wiedzy na temat Zespołu Nerczycowego. Ryszard Majewski podkreśla, że występowały różne etapy podczas choroby córki. Początek dość oczywisty. Niedowierzanie i usilne poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: „dlaczego nasza córka?”. Życie stanęło na głowie. Na początku były sterydy. Ich „urokiem” jest to, że zmieniają całkowicie osobę, która je zażywa. Tak stało się również z Karoliną. Nie wszyscy rówieśnicy do końca to rozumieli, co wiązało się z częstymi drwinami. Miała spuchnięte ciało, ale na jej twarzy zawsze malował się uśmiech.
Rodzice dziewczyny musieli nauczyć się nazw leków, ale na szczęście pomagał Internet. Lekarze przedstawiali różnorodne schematy na leczenie Karoliny. Największym wyzwaniem, przed jakim stanęli pracownicy dziecięcego szpitala w Lublinie, było uratowanie jej nerek. Jednak po pewnym czasie stało się to całkowicie niemożliwe. Kolejnym miejscem pobytu nastolatki była Warszawa. To tam Karolina przeszła operację, która umożliwiała przeprowadzanie dializ otrzewnowych. Spełniły się wówczas najgorsze koszmary jej rodziców. Po operacji pojawił się szereg komplikacji, a Karola była w bardzo ciężkim stanie. Wyszła z tego! Następnym etapem były hemodializy, które trwały przez dwa lata.
– Podczas jej choroby było wiele szans – mówi Ryszard Majewski. – Nie liczyliśmy na to, że Karola wyzdrowieje. Pragnęliśmy, aby nasza córka wróciła do pewnego stabilnego stanu. Wtedy moglibyśmy być, chociaż troszeczkę spokojniejsi.
Droga po nowe życie
Karolina bardzo źle znosiła hemodializy, ale pewnego dnia (czerwiec 2012 r.) pojawiła się zaskakująca wiadomość. Jest nerka. Mama Karoliny odebrała telefon bardzo wcześniej rano. Ze łzami w oczach przekazała informację, że dziewczynę czeka przeszczep. Pojawiło się pytanie, jaki środek transportu wybrać? Oczywiście podróż do Warszawy samochodem była o wiele szybsza, chociaż niekoniecznie bezpieczniejsza. Pan Ryszard wspomina z uśmiechem na ustach, jak jego córka informowała telefonicznie kogo tylko się da o tym, że jest dla niej nerka. Karolina musiała przyjmować nowe leki, które ułatwiały przyjęcie obcego narządu.
Niestety pojawiły się kolejne komplikacje. Tym razem nastolatka musiała się zmierzyć z bakterią Klepsjella, atakującą jej organizm bardzo regularnie. Wtedy powstał blog – Nela Karoli.
„Minął dokładnie rok, trzy miesiące i trzy dni, a ja ciągle nie wiem o czym oni mówią… że po przeszczepie ma być lepiej? Owszem diety nie ma, ani ograniczeń w piciu (na dializach można dziennie wypić ok. 500ml). To była taka nadzieja na lepsze jutro”. Przez ten okres Karolina przeszła cztery poważne operacje (nie licząc wielu drobniejszych zabiegów). Był to jeden z najtrudniejszych momentów. Karola miała dość mieszkania w szpitalu. Sama podkreślała, że blog nie służy jej do użalania się nad sobą, chociaż to w tamtym momencie znalazła się na granicy wytrzymałości psychicznej. Nawet różnego rodzaju zabiegi dopadały ją podczas snu! Tego samego dnia pojawił się jeszcze jeden wpis – „Dlaczego akurat Nela Karoli?”. Nazwa wzięła się stąd, że Karolina przeszczepioną nerkę nazwała Nela. Jej przyjaciółka Marysia po obejrzeniu zdjęcia USG, stwierdziła, że jest śliczna. Nela oczywiście. Niestety Karola utraciła swoją pierwszą przeszczepioną nerkę. Nela była z nią przez rok i kilka miesięcy.
„Mam zarówno dużo pecha jak i farta. Pecha, bo będę chora już do końca, a farta, bo mam wokół siebie tylko dobrych i naprawdę wartościowych ludzi. Człowiek jest stworzeniem próżnym i nie umie zbyt długo udawać”. Jednym z najtrudniejszych momentów dla Karoliny były próby wytłumaczenia innym, że życie z chorobą wcale nie jest fajne. Kiedyś jedna osoba kilkunastogodzinne dializy, skwitowała zdaniem: „też chciałbym sobie tak poleżeć i nic nie robić”. Wywołało to duże oburzenie dziewczyny. Tę sytuację dosyć obszernie opisywała na swoim blogu. Nawet chciała wypalić, czymś w stylu: Możemy się zamienić. Chcesz?! Niestety nikt nie potrafił zrozumieć Karoliny. Kolejną śmieszną (z perspektywy autorki bloga) informacją było to, że wygląda bardzo młodo. To dzięki dializom, które bardzo jej służą, bo oczyszczają jej organizm ze złych i szkodliwych substancji. Jej codziennością były 12-godzinne zabiegi. Można było sobie poleżeć, jednak Karola w takiej pozycji musiała wytrzymywać przez pół dnia. Jej mama przeszła nawet specjalny kurs, żeby dializy były wykonywane w domu. Zabieg rozpoczynał się wieczorem, trwał całą noc. Rano mogła wstać, pójść do szkoły.
„W rodzinie siła J”
Karolina, tak jak pisała na swoim blogu, po siedmiu latach przestała przejmować się zdaniem innych. Choroba zmieniła całkowicie jej życie. Często zastanawiała się, jaka by była gdyby nie Zespół nerczycowy? Największym wsparciem obdarzyła ją oczywiście rodzina: „To oni dają mi siłę do walki. Moje życie bez nich nie miałoby sensu”. Mamę traktowała, jak najlepszą przyjaciółkę. Wiedziała, że może z nią porozmawiać o wszystkim. Tata na wszelki możliwy sposób próbował wywoływać na jej twarzy uśmiech, gdy czasem go brakowało. Dzięki blogowi dowiadujemy się, że uwielbiał wieczorne seanse z „Detektywem Monkiem”.
Karolina mimo własnej choroby nie zapominała o innych. Chciała „żyć normalnie”, móc robić to, co nastolatkowie w jej wieku. Była skazana na ból, dializy, rozstania z najbliższymi. Często powtarzała, że warto pomagać drugiemu człowiekowi. Ewa Dados – dziennikarka Radia Lublin, wspomina zaangażowanie Karoli w akcję Pomóż dzieciom przetrwać zimę:
-Wspólnie z tatą pojechała do jednej z potrzebujących rodzin. W pomieszczeniu, gdzie mieszkały dwie dziewczynki wraz z mamą, znajdowało się palenisko. Brakowało tam wielu artykułów spożywczych, o zabawkach nie wspomnę. Karola szybko odnalazła wspólny język z dziewczynkami. To była jej pierwsza akcja. Po powrocie do domu zebrała swoje ubrania i zabawki, ale to nie koniec. Do zbiórki zaangażowała swoich sąsiadów. Pukała od drzwi do drzwi, informując, że jest to akcja serca i ona wie, dokąd pójdą te dary.
Walczyła o dobro, o radość z życia.
Łapy precz od WOŚP
– Chciałabym podziękować wszystkim dobrym ludziom za Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Podarowali mi życie i kiedyś przyjdzie czas, by się za to odwdzięczyć[1]
Karolina otwarcie podkreślała, że sprzęt zakupiony w ramach WOŚP pomógł jej walczyć z chorobą. Postanowiła w małym stopniu odwdzięczyć się za dar, który otrzymała. Była nawet wolontariuszką. Niemałą „aferę” wywołała upubliczniając na portalu społecznościowym zdjęcie w otoczeniu specjalistycznej aparatury zakupionej przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Była to odpowiedź na falę hejtu dotykającą fundację. Oczywiście fotografię zrobiła z uśmiechem na ustach. O całej historii dowiedział się sam Jurek Owsiak. To było jej marzenie. Chciała mu podziękować i powiedzieć, że jest cudowny. Fundacja dwukrotnie zbierała środki na choroby nefrologiczne. Rodzice Karoli zorganizowali wyjazd do Warszawy. Mama Karoliny wspomina o dwóch podejściach. Za pierwszym razem wycieczka nie doszła do skutku, z powodu pobytu w szpitalu. Druga próba miała miejsce 22.03.2017 r. Wtedy na szczęście się udało.
– Karolina w Lublinie jest już rozpoznawalną osobą. Ma mnóstwo pomysłów na siebie, na swoje życie i na każdy dzień, w którym dzwonek telefonu oznaczać będzie, że może poddać się operacji przeszczepienia nerki – opisuje spotkanie z Karolą Jurek Owsiak.
Nastolatka do siedziby WOŚP przyjechała ze wcześniej wspomnianym zdjęciem. Tego dnia jej profil na portalu społecznościowym zalewały coraz to nowe posty. Jednym z nich był kilkusekundowy filmik, w którym wspólnie z Owsiakiem wykrzykują: SIEMA! Oczywiście parę słów zamieściła na swoim blogu: „Do tej pory, gdy wspominam wczorajszy dzień na mojej twarzy pojawia się wielki banan i od razu chce mi się żyć!!!”. W rozmowie z Jurkiem Owsiakiem, kiedy dziennikarz zapytał Karolę, czy jej tryb życia ma szansę się zmienić, odpowiedziała tak: Ma, ale nie wiadomo kiedy… Trzeba czekać na przeszczep.
Z chorobą też się dojrzewa
Przeszczep, który Karolina przeszła oznaczał zakończenie leczenia sterydami. Przez chorobę rodzice traktowali ją jak małą dziewczynkę. Czas dla nich się zatrzymał. Karolina chodziła do liceum, jednak również i tam zdarzały się nieprzychylne komentarze. „W dzisiejszych czasach niby każdy może być jaki chce i wyglądać tak, jak mu się podoba, ale jak jesteś inny masz przerąbane”. Dużym zaskoczeniem było to, że jej rówieśnicy witają się z Karolą – zwykłym cześć. W gimnazjum nie zdarzało się to zbyt często. Nastolatka była świadoma swojego wyglądu. Wcale nie wyglądała na 16 lat. Mimo to nadal walczyła nie tylko z chorobą, ale także z całym światem. Jej największą rozterką był przeszczep. Miała dość codziennych dializ i przykucia do łóżka. Nerka była nadzieją dla Karoliny, ale bardzo się bała kolejnego przeszczepu. Świadomość przechodzenia po raz kolejny przez ten dramat przerażał ją, bo wszystko mogło okazać się na marne. Pragnęła przez chwilę poczuć się jak prawdziwa nastolatka. Nie chciała wybierać pomiędzy dializami, a przeszczepem. Chciała stanąć przed dylematem: pójść na tę, czy na tamtą imprezę? Kupić tę, czy inne spodnie… Nie było łatwo, ale za każdym razem stwarzała pozory normalności.
Karolina nie potrafiła już zliczyć, ile razy odwiedzała szpitale, ale nie dramatyzowała. Każdy kolejny wyjazd na hospitalizację wiązała z nawiązaniem kolejnych znajomości. Za wszelką cenę próbowała znajdować kolejne pokłady energii i szczęścia. Mama Karoliny, do tej pory nie jest w stanie wytłumaczyć, czy łzy, które widziała u córki były spowodowane szczęściem. A może ich powodem był ból?
Wakacje na Polesiu
„Bardzo szybko minął mi ten rok szkolny, teraz wakacje i już za dwa miesiące będę w drugiej klasie liceum. Jest to dla mnie coś tak abstrakcyjnego, ponieważ co się również z tym wiążę – za niecały rok kończę osiemnaście lat! Prawnie będę już dorosłą osobą, będę mogła mieć konto w banku… Ale co najgorsze przestanę być pacjentką Centrum Zdrowia Dziecka, bardzo się boję dorosłego życia” – 23.06.2017. Karolina spędziła wakacje na Polesiu. Było to miejsce, które kochała. Te dwa tygodnie stały się dla niej nagrodą, za wszystkie cierpienia. Wspólnie z rodzicami i bratem organizowała rowerowe wycieczki. Z każdym kolejnym dniem budziła się z nowymi pomysłami, jak zagospodarować czas na Polesiu. Podczas przejażdżek rowerowych pędziła, jak szalona. Wyprzedzała całą swoją rodzinę. Mimo ciężkiej choroby, z którą non-stop walczyła, znajdowała energię do działania. To był dobry czas. Nie liczyła się z cierpieniem, czy strachem. Nie spełnił się jej największy koszmar, nigdy nie przestała być pacjentką Centrum Zdrowia Dziecka. Karolina Majewska zmarła 31 lipca 2017r., mając 17 lat. Nie miała świadomości, że umiera. Nikt z jej rodziny się tego nie spodziewał. Pogrzeb odbył się w dniu Matki Boskiej Anielskiej (02.08).
Gdzie diabeł nie może, tam Karolę pośle
Zbierając materiały do reportażu, udało mi się skontaktować z Pauliną Prokopiuk. Sama podkreślała, że nie znała Karoli na wylot. Wiedziała jedno, te kilka spotkań, które odbyły, pozostaną w jej pamięci do końca życia. Paulina na co dzień nie mieszka w Lublinie, bywa tam rzadko. Studiuje w Akademii Sztuk Teatralnych w Bytomiu. Zawsze odwiedza grób Karolinki na ul. Lipowej. Rozmawialiśmy przez telefon, był piątek. W słuchawce usłyszałem ciepły, lektorsko brzmiący głos. Tego dnia Paulina była w Lublinie.
– Cześć Kuba. Super, że się słyszymy. Tak się złożyło, że właśnie idę na cmentarz, do Karolki.
Dziewczyny poznały się na dwa lata przed śmiercią Karoliny. Tych spotkań było dosłownie kilka. Zawsze przebiegały w radosnej, a nawet szalonej atmosferze. Paulina od razu dostrzegła tę energię, którą Karola miała w sobie. W tej rozmowie dowiedziałem się, że Karolina miała bardzo dużo planów na przyszłość. Chciała pomagać innym ludziom, ale także chciała spełniać się w dziennikarstwie i dużo pisać.
– Nie rozmawiałyśmy o pogodzie, Od razu rzucałyśmy się na głęboką wodę. Poznał nas pan Rysio, tata Karolki. Doszedł do wniosku, że może wyjść coś dobrego z tych spotkań. Na naszym pierwszym rozmawiałyśmy o szkole. To był okres, kiedy Karola musiała stanąć przed wyborem odpowiedniego liceum. Na początku nie byłam świadoma jej choroby. Byłyśmy w kawiarni. Jadłyśmy lody, potem długo spacerowałyśmy. Potem pan Rysio powiedział, że Karola musiała po nim odpoczywać kilka dni. Na samym początku, nie wiedziałam, czy być winną. Dla mnie ten spacer wydawał się bardzo, bardzo krótki. To było moje pierwsze zetknięcie z tym, że Karola ma jakieś swoje bariery.
Bohaterka reportażu bardzo chętnie opowiadała o swojej rodzinie. Dziewczyny unikały tematów związanych z chorobą Karoli.
– Karolina była bardzo dojrzałą osobą. Przez to trudno jej było nawiązać kontakt z rówieśnikami. Idąc do liceum, wierzyła, że tam spotka więcej ludzi, którzy ją zrozumieją. Sugerowałam jej Unię[2], bo właśnie tam chodziłam do liceum. Wybrała inną szkołę, ale była bardzo zadowolona. Karola potrafiła być dziarska, mająca własne zdanie.
Paulina podkreślała, że Karolina niosła w swojej osobie gotowość do działania, pewność siebie. Bohaterka reportażu miała dwa oblicza. Zupełnie inaczej zachowywała się wśród ludzi, a dla rodziny miała kolejną twarz. Paulina poznała Karolinę tylko z tej dobrej strony. Większość młodych osób czuje niepewność, kiedy mają wystąpić publicznie. Karolina była inna – zawsze gotowa do działania.
Dziewczyny spotykały się jeszcze kilkukrotnie. Podczas jednego z ostatnich, towarzyszył im pan Ryszard. Wtedy Paulina dostała od Karoliny figurkę aniołka. Zapytałem ją o szczegóły tego spotkania:
– Właśnie jestem w pobliżu tego miejsca. To była wiosna. Karolina opowiadała mi o liceum, o swoim bracie Piotrku. Zaskoczyła mnie, kiedy podrałowała mi małego aniołka. Ma przymrużone oczy, gra na harfie, jest piękny. Wiedziałam, że Karolina je kolekcjonuje. To było bardzo miłe.
Paulina o śmierci Karoliny dowiedziała się przez facebooka, kiedy pan Ryszard zamieścił post. Nie mogła w to uwierzyć, że tak młoda osoba umarła. Była przekonana, że stan Karoliny jest znakomity. Kilka tygodni przed śmiercią Karoli, Paulina sprzątała w pokoju. Zobaczyła figurkę aniołka i pomyślała, że musi umówić się z nią na kolejne spotkanie. Nie udało się. Po przeczytaniu wiadomości o jej śmierci, pobiegła sprawdzić, czy aniołek jest na swoim miejscu. Paulina uświadomiła sobie, że jest to wizytówka Karoliny.
-Karolka jest teraz wśród aniołków. Kiedy przychodzę do niej na grób, myślę sobie, że musiała zwojować niebo i już jest asystentką Boga.
Paulinie do tej pory nie może uwierzyć, że Karoliny już nie ma. Za każdym razem, kiedy jest w Lublinie odwiedza cmentarz na ul. Lipowej. Za każdym razem spotyka się z Panem Ryszardem pod Radiem Lublin, a potem idą do Karoliny na grób. Zawsze jest to dla niej ogromne przeżycie. Przy każdym kolejnym spotkaniu z panem Ryszardem dowiaduje się coraz to nowych rzeczy o Karolinie.
Paulina została zaangażowana do reportażu Katarzyny Michalak – „Nela, Karola i Anioł”. Czytała w nich fragmenty bloga Karoliny. Początkowo nagrania miały odbywać się na Śląsku, w Katowicach. To było dla niej niesamowite przeżycie. Paulina całego bloga przeczytała jeszcze za życia Karoliny.
– Łączyłam się z panią Katarzyną, na linii Katowice-Lublin, ale czułam także połączenie z Karoliną, niebo-ziemia. Później przeczytałam te fragmenty jeszcze raz, w Radiu Lublin. Miałam wiele wątpliwości. Czy mam to tak „po prostu” przeczytać, czy mam się wcielić w rolę Karolki. Czułam, że nie może to być okraszone zbyt dużą dozą smutku.
Paulina wspomina Karolinę jako dziarską osobę. Trudno jej było odwzorować sposób mówienia przez bohaterkę reportażu. Zapamiętała niewątpliwą energię w głosie Karoli oraz barwne opisywanie przeżyć. Każdy wpis na blogu „Nela Karoli” był przemyślany i opisany z dużym zaangażowaniem w sprawę, podkreśla Paulina Prokopiuk.
– Czytając ten tekst w głowie kłębiło mi się wiele myśli i wspomnień o Karoli. Wielokrotnie łamał mi się głos. Wspominałam każdą historię na nowo. To było dla mnie ponowne spotkanie z Karoliną. Nie mogłam też pogodzić się ze świadomością, że pozostały mi tylko wspomnienia.
Moja rozmówczyni dużo opowiadała także o tacie Karoliny. Sama stwierdziła, że jest to człowiek, który ma dużą wiarę w ludzi, szczególnie młodych. Ważne było dla niej, aby pamięć o Karolinie i historia, którą przeszli państwo Majewscy szybko nie odeszły w zapomnienie.
– Pan Ryszard szuka różnych dróg, jak się tym podzielić i mówić o chorobie Karoliny. Chce pomagać ludziom w podobnych sytuacjach. Często stoi przed dylematem, a może Karola nie chciałaby takiego rozgłosu. Ma jednak nadzieję, żeby ta historia dotarła do dużej grupy osób. Bardzo się cieszę, że historia Karoliny działa na innych ludzi.
„Tato… Dziękuję Ci za to, że zawsze mogę na Ciebie liczyć i za to, że mnie zawsze wspierasz. Nie łatwo jest mieć takiego ojca. Nic się przed nim nie ukryje. Czasem myślę sobie, że z jednej strony mam w życiu tak przesrane, ale z drugiej strony mam ogromnego farta, że w tym wszystkim mam kogoś na kim wiem, że mogę zawsze polegać…” Tak wyglądał jeden z ostatnich wpisów Karoliny na blogu.
– Przy niej musiałem być twardzielem – mówi Ryszard Majewski. – Karolina bardzo uważnie obserwowała nasze zachowanie, miny. My mogliśmy wyć w samochodzie, ale nie przy małej.
Anioł na Lipowej
Temat, którego się podjąłem jest bardzo trudny. O historii Karoliny dowiedziałem się dzięki tacie, który puścił mi w jeden z piątkowych wieczorów fragment audycji „Godzina prawdy”, emitowanego w Trójce. Następnie przesłuchałem cały reportaż Katarzyny Michalak. Poczułem potrzebę przekazania tej historii dalej. Często o tym nie mówię, ale Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy również uratowała moje życie. Udało mi się przeżyć dzięki sprzętowi zakupionemu przez WOŚP.
Nie poznałem nigdy Karoliny, ale wiem jedno. Była wspaniałą osobą. Często podkreślała swoje świadectwo, że żyje dzięki lekarzom, sprzętowi i zawsze chciała pomagać innym ludziom. Pozostała po niej jedna rzecz. W każdą trzecią sobotę miesiąca odprawiana jest Msza w intencji Karolinki w Kościele św. Wojciecha na Podwalu 15, w Lublinie. Warto również odwiedzić cmentarz w Lublinie, na ulicy Lipowej. Polecam wziąć ze sobą aniołka i zostawić go na grobie Karoliny Majewskiej. Bohaterka tego reportażu sama stała się jednym z nich, na pewno nas obserwuje i jest wśród nas.
Jakub Płecha
[1] Źródło: „Gazeta Wyborcza” – Magazyn Lubelski 13.01.2017 Tomasz Kowalewicz
[2] III Liceum Ogólnokształcące im. Unii Lubelskiej w Lublinie
[1] Inspiracją do napisania tego tekstu, był reportaż Katarzyny Michalak „Nela, Karola i Anioł” oraz audycja „Godzina prawdy” na antenie Programu III Polskiego Radia (23.02.2018)